sobota, 14 lutego 2009

nie p

może nie powrót, ale post impromptu bo dzisiaj zadymka. Krakowa prawie już nie widać, połknęła go zima, w zasadzie moglibyśmy być gdziekolwiek.

zima przytłacza dosyć pięknie, bo na biało, ale jednak przez zaspy śnieżne wolniej się idzie i częściej się klnie. idę przez pola do pracy i toruje szlak innym, zostawiając pierwsze ślady. na przystanku smutek i plucha, w tramwaju ludzie patrzą na siebie złowrogo, szczególnie gdy trzeba ustąpić miejsca. wszyscy cierpimy, jest już luty, zima trzyma nas w garści, jesteśmy wycieńczeni, twarze nam zszarzały od braku słońca i witamin (co poniektórzy ratują się solarium), paski trzeba było popuścić od drożdżówek i gorącej czekolady.

za to wieczorem śnieg przynosi ulgę i ciszę. niektóre dźwięki tłumi całkowicie ale na przykład szczekanie psa na spacerze odbija i nagłaśnia. ludzie znikają z ulic do domu, ogrzewanie centralne, zupa, telewizor i herbata. na zewnątrz pozostaje biały bezruch a wewnątrz cały naród czeka na odwilż.



na zdjęciach: zima z domu, zima z pracy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz