poniedziałek, 8 czerwca 2009

lasu szczecina

Nareszcie pogoda, po ulewach pierwszych dni czerwca doczekaliśmy się i poszliśmy na pieszą wycieczkę do Lasu Wolskiego, najpierw autobusem potem spytaliśmy kilka przydrożnych babć o drogę a potem już czerwonym szlakiem, mieszając go czasem spontanicznie z czarnym i niebieskim.
Po godzinie marszu weszliśmy na kopiec Piłsudzkiego. Z kopca widać było cały Kraków, a także, w dole, opalającego się na czekoladę pana emeryta, który zastygł w słońcu stojąc przy ławce, na białym ręczniku, jakby długo nie mógł sobie o czymś przypomnieć.
Przy zoo usiedliśmy na małe co-nieco, w zgiełku i gwarze biegających wokoło, rozkrzyczanych dzieci (na miejsce przyjechało właśnie kilka szkolnych autobusów).
Po minięciu kolejnej polany- wśród soczystej zieleni lśniły półnagie ciała babć i dziadków, wszyscy w kostiumach, szortach, czapeczkach z daszkiem- dotarliśmy do klasztoru Kamedułów, gdzie atmosfera zgoła inna. Żadnych nagich ciał. Mnichów obowiązuje ścisła klauzula papieska, nie wychodzą poza mury klasztoru, spotykają się tylko na posiłkach i w czasie modlitw, resztę czasu (jak przeczytaliśmy na tablicy przy wejściu) poświęcają medytacji i samotności, odrzucając wszystko co może oddalić ich od Boga. Kobiety na teren klasztoru nie mają wstępu, oprócz kilku wyjątkowych dni w roku.
Wracaliśmy długo, trawa była długa i gęsta jak psia sierść, słońce kładło się nam pod stopy plamami i ani żywej duszy.