Ostatni weekend w Azerbejdżanie spędziliśmy szwędajac sie po Górach Tałyskich na południu kraju. Było soczyście zielono i niewiarygodnie: kwiatki, pobielane domki, strumyczki, potwory w trawie i nieskonczenie święty spokój.
A na koniec wpadlismy na Marka Elliotta, autora najlepszego istniejącego przewodnika po Azerbejdżanie, w trakcie 'sprawdzania czy wszystko jest na swoim miejscu' czyli przygotowywania kolejnej edycji swojej książki. Zaprosiliśmy go na herbate (tu plotka: Mark Elliott jest chudy i szcześliwy, ma bardzo brytyjski akcent i nie mówi po azerbejdżańsku).
zdjecia sliczne, ale rysunki przecudne. Znow mnie zaskoczylas!
OdpowiedzUsuńMucha
Ho ho ho, no to ładne zwieńczenie pobytu. Myśmy mieli w niedzielę nieudane podejście do Göy-Göl i mnóstwo godzin w samochodzie. Mimo to, fajnie było :)
OdpowiedzUsuń